czwartek, 28 stycznia 2016

Jaki właściwie dziś jest dzień tygodnia?

Lanckorońska chata z 1927 roku 3 lata temu..
Pytacie mnie często, jak to się wszystko zaczęło? Po kolei.. Odkąd pamiętam marzyłam o własnym domu, takim drewnianym, w którym można by wciąż coś dłubać i skubać. Żyłkę remontową odziedziczyłam po Tacie Julianie – taka pasja, pozwalająca odpocząć umysłowi. W pracy wciąż używam „głowy”, więc szlifowanie, czyszczenie, malowanie stanowią doskonały reset dla mózgu. Uwielbiam również prace ogrodowe – zamiłowanie do ziemi też mam po Tacie. Tę pasję realizowałam lata całe w ogrodzie przy przedszkolu, w którym pracuję w Krakowie – z sentymentem spoglądam na wielkie już drzewa i niektóre rabaty, zakładane we współpracy z rodzicami. Poza tym w ogóle nie kręciła mnie idea budowy nowego domu, chociaż przez krótko taki dom powstawał w podkrakowskich Balicach i wtedy oddałam Mu swoje serce i sporo pracy. Dawne czasy.. Potem na każdym spacerze, górskiej wędrówce, w okresie bieszczadzkim (był taki czas w moim życiu), i na kolejnych etapach wciąż spoglądałam z tęsknotą na napotykane po drodze domki i chaty. Pasję do wędrówek i odkrywania pięknych zakamarków świata wpoiła mi z kolei Mama.
I pewnego dnia w 2010 roku, pod wpływem refleksji, kiedy obudziłam się pewnego poranka, nie wiedząc, jaki jest dzień tygodnia, tak byłam zagoniona i zapracowana podjęłam decyzję – coś trzeba zmienić. Coś! Zielona tablica kierunkowa ze strzałką Lanckorona 3,5 km kusiła mnie od dłuższego czasu – często przejeżdżałam obok, by zrealizować kolejne szkolenia w terenie (to też bardzo lubię robić). I pewnego dnia skręciłam J Nie mając środków na zakup domu, poszukałam.. pokoju do wynajęcia. To był absolutny strzał w dziesiątkę i wszystkim polecam. Miałam swoje miejsce – szafę z ubraniami, półkę z książkami, stół, przy którym mogłam pracować, i kawałek ogrodu. I spokój. Mogłam tu wpadać na weekend albo w tygodniu.. Zawsze, kiedy tego potrzebowałam. Sądziłam, że będę leniuchować, a może napiszę nową książkę z pomysłami zajęć dla nauczycieli.. Spacerowałam, rowerowałam, fotografowałam. Ale też zaczęłam poznawać ludzi i z Nimi rozmawiać. Po bardzo krótkim czasie zaproponowano mi prowadzenie niedzielnych zajęć w nowo otwartej, stylowej kawiarni Cafe Arka. Program zajęć na sezon wiosenno – letni powstał w zaciszu mojego pokoiku w jeden wieczór po to, by wciągnąć mnie na dobre we współpracę na.. prawie półtora roku. Zajęcia cieszyły się takim powodzeniem, że potem, kojarzona z dziećmi zaczęłam prowadzić także różne zabawy, animacje i warsztaty podczas lanckorońskich imprez. W międzyczasie upomniał się o mnie „towarzyski” Kraków i kolejne dwa lata upłynęły w atmosferze zabawy, wędrówek po okolicy, muzycznych spotkań i koncertów. Jednocześnie chłonęłam atmosferę Lanckorony. W międzyczasie zmieniłam miejsce zamieszkania na Willę Zamek – to absolutnie magiczne miejsce z tajemniczym ogrodem, które zawsze i wszystkim będę polecać. W moim życiu pojawiały się kolejne ważne osoby, niektóre znikały, paradoksalnie pozostawiając mi po sobie nowe zapasy sił do działania. Pojawiła się też Meli Melo – wielorasowa sunia z Tęczowej Góry, mój pies do aktywności.
Wiosną 2012 roku byłam już pewna, że to jest miejsce dla mnie. Zaczęłam się rozglądać za domkiem do remontu albo kawałkiem ziemi. Obejrzałam wszystko, co miały do zaproponowania biura nieruchomości, potem sama zaczęłam wjeżdżać rowerem w boczne ścieżki i drożynki. Jednocześnie rozpuściłam przysłowiowe wici. Pewnego dnia skręciłam w asfaltową drogę między dawnym GS-em a Willą Słoneczna i pojechałam na wprost. Droga prowadziła w dół wygodnym asfaltem, okazało się, że tuż obok lokalnej oczyszczalni, potem przez las z przepiękną brzeziną, wąwozami i ciągnącymi się po horyzont uprawnymi polami. Sielanka.. Wtedy w mojej kieszeni zadzwonił telefon: - Jola! Mam dla Ciebie dom! Idę doliną w kierunku Jastrzębi i tu stoi taka chata w sam raz dla Ciebie. Okazało się, że jechałam rowerem dokładnie tą samą drogą w ślad za Anią, która na piechotę wędrowała codziennie z Lanckorony do Jastrzębi (lubi wędrowanie i aktywny styl życia, a kiedy chodziła głównymi drogami zaraz ktoś z grzeczności chciał Ją podwozić, wybierała więc wędrówki przez ostępy). Podjechałam na miejsce i.. zauroczyłam się od pierwszego wejrzenia. Domek częściowo drewniany, w lanckorońskim stylu, częściowo murowany, z dobudowaną pod tym samym dachem stodołą, do tego wielki kawał ogrodu, kawałek lasu i przestrzenne łąki z bujną roślinnością. To miejsce było spełnieniem marzeń. Ale też oznaczało konieczność podjęcia życiowej decyzji – bo zakup oznaczał rezygnację z wygodnego i w miarę dostatniego dostatniego życia i przeniesienie całej energii i zasobów na przywracanie życia temu miejscu, na którym wszyscy już w okolicy położyli krzyżyk.. 

Pierwszy zapis z kroniki remontowej na FB:

Lanckorona … to jest miejsce, w którym czas zatrzymuje się w miejscu … Ludzie się do siebie uśmiechają … W którym doświadczysz bliskości natury i historii ludzkich zapisanych w kamieniach, drewnianych balach domów i stodół … W którym spotkasz interesujących Ludzi sztuki – wspaniałych artystów i zwyczajnych Ludzi pełnych życiowej mądrości … W którym spotkasz Przyjaciół, doświadczysz Miłości … Odpoczniesz …To moje „Kilimandżaro” .. Bez dwóch zdań :-) I mój życiowy wybór .. To także zapiski dotyczące remontu starej, lanckorońskiej chałupy z 1927 roku - mojej chałupy :)

sobota, 9 stycznia 2016

Dlaczego Ławeczki?

Widok z ławki przed domem na pobliska Kępę..
Nazwa ewoluowała dość długo, w zasadzie od samego początku.. Była Szczęśliwa Dolina, nawiązująca do mojej ksywki, nadanej przez przyjaciół, były Zielone Listki zasugerowane przez "specjalistę". Jednak cały czas coś mi nie pasowało. Chciałam, by nazwa oddawała charakter sielskiej wsi - jedną z inspiracji jest dla mnie książeczka - reprint z 1919 roku "Wiejskie wakacje" o chłopcu Inusiu, spędzającym lato w Lanckoronie, stąd "zagroda". Chciałam także, by nawiązywała do lokalnych tradycji i nazewnictwa. Dom stoi nieopodal Kępy - to wzniesienie, góra właściwie, porośnięta lasem, z mnóstwem grzybów, jeżyn i pachnących malin, wiosną obsypana kolorowym kwieciem. Zagroda Pod Kępą.. ? Ta część Lanckorony nazywana jest przez mieszkańców Podmieściem - oddalona ok. 1,5 km od ryneczku, przyklejona niemal do pobliskiej i bardzo przeze mnie lubianej Jastrzębi. Ale takich Podmieść i Przedmieść jest pewnie sporo w całej Polsce. I pewnego dnia - olśnienie! Każdego niemal tygodnia wędruję z Meli "do miasta", jak mówią sąsiedzi, drogą przez dolinę. Tą samą drogą przyprowadzam do Zagrody Gości - najbardziej malownicza, spokojna, wiodąca wśród urokliwych łąk, przez las i tzw. Ławki. Od jakiegoś czasu dociekałam, skąd ta nazwa - Ławki. Jedno z wyjaśnień otrzymałam od Eli z pobliskiej Jastrzębi: "Ludzie w Jastrzębi mówili, że idą do Lanckorony przez Ławki. Kiedyś droga ciągnęła się wzdłuż rzeki, a że była kręta, a w niektórych miejscach brzegi były dość wysokie trzeba było przechodzić z jednej strony rzeki na drugą przez kładki, a w naszej jastrząbskiej gwarze ławka to kładka".. Zagroda Ławeczki stała się realna. Do tego pasjami robimy ławki i ławeczki, żeby było na czym przysiadać. Inspiracją było także zdjęcie Lecha Iwińskiego z serii pokazującej ludzi i zanikające już miejsca - domy, gospodarstwa, dawne rzemiosło i ludzi. Jedno z nich przedstawiało kobietę siedzącą na ławce przed domem - za Nią płotek, za płotkiem kwitnące malwy i rudbekie. I ta kobieta, w chusteczce na głowie, z dobrym spojrzeniem i ciepłym uśmiechem. Wyzwoliło mnóstwo dobrych emocji i wspomnień z dzieciństwa. Nie tylko we mnie.. Pod zdjęciem przeczytałam mnóstwo komentarzy, często bardzo młodych ludzi w rodzaju: Ale bym przysiadł.. Porozmawiałabym.. Fajnie by tak było usiąść na ławeczce i odpocząć od zgiełku codzienności.. Ano :)



sobota, 2 stycznia 2016

Idzie NOWE? Przyszło NOWE :)

- Który to już raz? - pytają sceptycy. - Coś dobrego się w Twoim życiu dzieje - tak trzymaj, mówią życzliwi. A Ci "życzliwi inaczej" nic nie mówią i po tym poznaję, że.. jest dobrze. Na początku każdego roku jak bumerang wracają do mnie słowa Goethego - lekko pognieciony kartonik przechowuję pieczołowicie za osłoną przeciwsłoneczną w samochodzie - i też za każdym razem, kiedy jadę "do słońca" te słowa nie pozwalają o sobie zapomnieć. To najlepszy motywator :) Czas świąteczny - to piękny czas rodzinny, zachwycona jestem tegorocznymi świętami z prawdziwie rodzinną atmosferą, w otoczeniu kochających się ludzi. Czas noworoczny, już w Lanckoronie przeznaczam wyłącznie dla siebie - ogrzewam dom, bo chwycił mróz, planuję kilkutygodniową przerwę w pracach remontowych, bo trzeba zebrać siły, środki i zająć się sobą właśnie. To także czas na posłuchanie dobrych wywiadów (seria Kultowe Rozmowy Tomasza Raczka - z Kazikiem Staszewskim, Johnem Porterem, Marią Czubaszek), muzyki, spacery z psem Meli na ulubiony Dział Palecki, rozmowy z przyjaciółmi, czytanie, pisanie.. Pisanie? Nie mam dzisiaj weny - założyłam bloga i chciałam zobaczyć pierwszy post. Więc piszę - dzisiaj bardziej dla siebie.. Chcę opowiedzieć o Zagrodzie, o zmianie, jaka spowodowała, że jestem tu i teraz. Idzie NOWE - noworoczne postanowienia mają to do siebie, że są zbyt ogólnie sformułowane i przez to trudno osiągalne. Albo nierealne. Kiedy 3 lata temu, stawiając wszystko na jedną kartę nabyłam ten dom wraz z ziemią i zaczynałam prace remontowe nikt chyba nie wierzył w powodzenie całego przedsięwzięcia. Zapadająca się chałupka, mnóstwo śmieci, stuletnie siano na strychu, pokrzywy po same pachy, przepływający pod stodołą potok, kilka zrujnowanych sprzętów, wszechobecne pajęczyny i kurz.. Tak to wyglądało. Dokładnie 19 IV 2013 rozpoczęłam sprzątanie i przygotowywanie planu prac remontowych. I zaczęło się. Od początku wiedziałam, że to będzie nie tylko miejsce do życia, ale także dom otwarty dla ludzi, którzy szukają "oddechu" i dla dzieci, które potrzebują zabawy. Powrót do własnych wspomnień z dzieciństwa - zapachu  wyrywanej z ziemi marchwi, atmosfery domku na drzewie, wielu odcieni zieleni na dziadkowej łące, aromatu poziomek i fiołków z bajki o Dwunastu Miesiącach, zasuszanych w książkach kwiatów, zabaw w sadzie, skarbów ukrywanych w drewutni.. Wspomnienia dały inspirację. Marzenia inspirują działanie. A siła? Siła wzięła się ze śmiałości. Zagroda Ławeczki nie jest już tylko Marzeniem. Jest dom z nowym dachem, niedokończonymi jeszcze ścianami i podłogą, ale z wodą i prądem, z zakładanym po kawałku ogrodem, z wielką stodołą, kawałkiem lasu i kolorowymi łąkami. I jestem ja - z pomysłami na wiejski plac zabaw blisko natury, kuchnię letnią, na zajęcia dla dzieci i dla dorosłych, rękodzieło, gry terenowe, spotkania muzyczne. I jesteście Wy - moi Goście, którzy utwierdzają mnie w przekonaniu, że to wszystko ma sens. Przyszło NOWE - witaj 2016 roku :)